Skąd wziął się pomysł na waszą nazwę zespołu? Przyznam, że jest dość nietuzinkowy.

 

Nazwę zespoły wymyślił Łysy. Dokładnie oddaje charakter naszego zespołu – kontrowersyjny, zabawny, nie dla wszystkich zrozumiały. I przekorny, bo nazwę mamy „angielską”, a śpiewamy tylko po polsku.

 

 

 

Wielu waszych fanów ceni was nie tylko za część muzyczną waszych utworów, ale i za teksty. Skąd czerpiecie inspiracje do ich pisania?

 

Samo życie nam pisze zwrotki. Nie jesteśmy chłopcami z castingu, jeżdżąc w trasy zawsze dobrze się bawimy, a podczas rozmów i konsumpcji hektolitrów piwa rodzą się pomysły na nowe kawałki.

 

 

 

Poruszacie się w estetyce punk rocka. W jakim kierunku muzycznym zamierzacie nadal podążać ?

 

Punk rock to doskonała forma wyrazu – w jednym kawałku możesz żartować, w drugim krytykować, w innym krzyczeć, płakać, walczyć i zawsze brzmi to spójnie i dobrze, czy to na koncertach, czy na płycie. To jest nasz kierunek, póki co nic nie wskazuje na zmiany. Ale nawet teraz słychać w naszej twórczości elementy innych gatunków.

 

 

 

Graliście przed takimi formacjami jak KSU, Luxtorpeda czy Farben Lehre oraz na wielu innych koncertach (m. in Festival Woodstock) i przeglądach. Który z dotychczas zagranych gigów wspominacie najlepiej ?

 

Mamy za sobą wiele fantastycznych gigów, trudno wybrać najlepszy. Woodstock – wspaniały klimat, występy w Zakładzie Karnym w Strzelcach Opolskich – niecodzienna forma i zupełnie inny świat. Występy ze sławnymi polskimi formacjami – gorąca publiczność, która przyjmuje nas równie dobrze, co wspomniane gwiazdy. Niesamowite są też niezależne festiwale organizowane przez fantastyczne osoby – Śliwka Fest w Chmielnikach koło Bydgoszczy, Village Punk Rock w Sokołowcu, Czochraj Bobra Fest w Namysłowie.

 

 

 

Pewnie zdarzają wam się różne wpadki, bo o nie jest trudno. Pamiętacie jakąś swoją spektakularną wtopę i przygodę o której możecie opowiedzieć?

 

Było kilka wpadek. Kiedyś nie zabraliśmy ani jednego kabla na występ w Otwocku. Na szczęście poratował nas występujący z nami Radioaktywny Świat. O mały włos nie zagralibyśmy koncertu w Zakładzie Karnym, bo Koziar wypił o jedno piwo za dużo, a nikt nam nie powiedział, że będziemy badani alkomatem przed wejściem. Jadąc na koncert do Gryfina, zepsuł nam się samochód w okolicach Łodzi. Ledwo udało nam się wrócić i zmienić samochód na inny, który... zepsuł się w tym samym miejscu. Na szczęście ten udało naprawić się w trasie. Graliśmy też kiedyś koncert na zlocie motocyklowym w Ploskach (okolice Białegostoku), była to impreza maksymalnie DYI, zero techniki i granie na zapadającym się tarasie domku letniskowego. Przywieźliśmy cały nasz sprzęt wykorzystywany na próbach. No prawie cały, bo Wookie zapomniał mikrofonu i zaiwaniał na ostatni moment do sklepu muzycznego. Padał przy okazji deszcz i Koziar wybierał wodę ze swojego wzmacniacza za pomocą brudnych skarpetek. Co chwilę mamy przygody, to jest właśnie rock'n'roll!

 

 

 

Pochodzicie z Żyrardowa. Jakie macie grono fanów w Żyrardowie? Waszym zdaniem jest tam duży popyt na punk rock'a?

 

Na koncerty naszego zespołu, czy też występy punkowych legend, zawsze przychodzi sporo osób. Więc popyt chyba jest. Gorzej z podażą, ale jest i tak lepiej niż kiedyś. Na punk rocka jest wszędzie popyt gdzie młoda krew buntuje się przeciw szarości i absurdom dnia codziennego.

 

 

 

Jak wspominacie swoje początki? Wasze pierwsze studio nagraniowe?

 

Fajnie jest powspominać początki – granie w piwnicy w bloku, radio Unitra zamiast wzmacniacza, perkusja w panterkę klejąca się od wina z metalowym wieszakiem imitującym statyw na talerz. Marszal pierwsze nagranie w studiu wbijał na gitarze elektrycznej pożyczonej od koleżanki, bo swojej jeszcze nie miał (pozdro, Malwinka!). Właściciel studia powiedział, że już nigdy nie umówi się z żadną punkowa kapelą na rozliczenie „per nagrany numer”, tylko już zawsze będzie brał za godzinę. Melodie i aranże wymyślane na 5 minut przed rejestracją... To są wszystko doświadczenia, które nas sporo nauczyły.

 

 

 

„Kapslami w niebo”, to chyba kawałek dzięki któremu odbiliście się echem, bo został wrzucony wraz z teledyskiem na wykop. Pamiętacie jakie reakcje temu towarzyszyły i jaki był oddźwięk na ten utwór wśród słuchaczy?

 

Oddźwięk był różny, jedni byli zachwyceni, inni mieszali z błotem. Byliśmy nie tylko na wykopie – pokazał nas tez joemonster.org, sporo wyświetleń było na cda.pl. Klip samoistnie podbił Internet. Ludzie bulwersowali się naszą współpracą z inicjatywą Piwo Pod Chmurką. Nie każdy umiał ten teledysk obejrzeć z przymrużeniem oka. Oczywiście niektórzy musieli opacznie zrozumieć i zarzucić nam promowanie alkoholizmu wśród młodzieży. Wiele osób prawie płakało przez rozbitą butelkę z piwem na teledysku, kilku zmylił młody wygląd Wookiego i stwierdzili, żeby wracał do lekcji zamiast śpiewać o piwie. Mamy specjalne miejsce, w którym spisujemy najciekawsze internetowe komentarze o naszej twórczości. „Na początku w tekście było że będzie śpiewał o tym co mu chodzi po głowie... jak zobaczyłem brudasa to od razu pomyślałem że piosenka o wszach będzie”. „teraz same pijaki malo kto do sportu...”. "Jest gdzieś pełna wersja tego pornola?". To tylko wierzchołek góry lodowej. Ale pozytywnych komentarzy jest dużo więcej!

 

 

 

Jak wam się nagrywało wasz debiutancki album „W Polsce jest ogień!”? Z tego co wiem, wydaliście płytę bez pomocy wytwórni ?

 

Nagrywanie to dla nas bardzo ciężka praca – zawsze uważaliśmy się za zespół koncertowy. Chcieliśmy zrobić wszystko idealnie, ale napotykaliśmy na mnóstwo problemów technicznych. Mieliśmy pecha i połowę śladów perkusyjnych Łysy musiał nagrywać dwa razy z powodu awarii dysku. A niektóre nawet trzy razy, bo Łysemu tak się podobały nasze numery, że podświadomie nucił je sobie tłukąc w bębny – wszystko się nagrało. W pewnym momencie okazało się, że gitara Koziara nie nadaje się do nagrywek i musi sobie załatwić nowy sprzęt. Marszal zaczął siwieć. Niektóre sesje kończyły się bardzo późno w nocy tylko po to, by wznowić je po kilku godzinach snu. Pracowało się ciężko, ale pod okiem gościa, z którym zawsze zajebiście się nagrywa - pozdrawiamy Fonsa z Kabanosa! Na tym albumie słychać ten pot, krew i łzy. Opłacało się. Próbowaliśmy uderzyć do kilku wytwórni. Część nawet była zainteresowana, ale żadna nie potrafiła zaproponować nic konkretnego. Jeden ze znanych wydawców nie podjął z nami współpracy bo... jesteśmy już zbyt sławni (?!). Stwierdziliśmy, że jak do tej pory sami sobie radziliśmy, to na pewno uda nam się i tym razem. I chyba się udało. Może nas nie ma na półkach sklepowych, ale kto chciał, ten płytę zamówił. I to dużo taniej, bo bez prowizji wydawcy, dystrybutora, sklepikarza i kogo tam jeszcze.

 

 

 

Przechodząc do kwestii koncertów, ostatnio dużo się rozbijacie po Polsce, woj. mazowieckim. Jak wygląda organizacja waszych koncertów? Ciężko jest to wszystko ogarnąć, czy jeden telefon i wszystko załatwione? :)

 

Gramy nie tylko w mazowieckim, na naszej stronie internetowej w dziale koncerty jest mapka ze wszystkimi miejscowościami, które odwiedziliśmy. A jak jest z organizacją? Różnie. Są ludzie poważni i zorganizowani, są też niepoważni ale z dużym zapałem, czasem trafia się kompletna klapa... Dogrywanie wszystkiego to kawał ciężkiej roboty.

 

 

 

Jakie są wasze plany na przyszłość? Szykujecie jakieś muzyczne niespodzianki dla rzeszy swoich słuchaczy?

 

Poważnie zastanawiamy się nad singlem/EPką. Nie chcemy, żeby nasi fani czekali kilka lat, zanim nagramy drugie LP. Na pewno będzie teledysk, mamy już dwa bengery, które poruszą wszystkie polskie dziewczyny oraz ich matki. Jesienią klasycznie jakaś trasa, trwają rozmowy, aby połączyć siły z inną szaloną grupą punkowców...

 

 

 

Co na zakończenie chcielibyście przekazać swoim fanom ?

 

Don't be shy załoganty, zwierząt nie można płoszyć. Wyjazd z fejsa i wio na koncerty! Wypijcie piwko, pożartujcie i porozmawiajcie na poważnie. Wspierajcie nas i inne niezależne zespoły, które robią muzę głównie dla Was.

Dziękuje za rozmowę. Z mojej strony życzę wam wielu sukcesów i niezliczonej liczby koncertów. Stay rock